Welcome To Netflix

piątek, 26 lutego 2016

Underworld LXVI

LXVI

W oddechu nocy
chwila jawi się ulotna

w oddechu nocy
nagość jest taka radosna

w oddechu nocy
zmysły przenikają duszę

kiedy słów nie ma
smak ust wypełnia ciszę..

czwartek, 25 lutego 2016

Opinia 50 stron...

46 stron to prawie 50 i choć wszyscy wiemy, że „prawie” bezsprzecznie robi różnicę to jakkolwiek spojrzeć i tak jest dobrze. Bo te 46 stron wystarczyło, aby polubić Sonię, poczuć się zaintrygowanym historią mającą swój początek w Boże Narodzenie, a przy tym uświadomić sobie, że ta zimowa opowieść nie bez powodu może stać się wyjątkowa.
O autorce nie wiadomo zbyt wiele, ale jak to czasem bywa nic nie mówiące debiuty mogę stać się nagle wielkiego formatu wydarzeniem. Czasem z prostych słów wieszcz potrafi upleść zaczarowaną opowieść, gdzie kamienice, krypty kościelne i zamki stare. Tutaj, jak karta z Tarota na drodze stanie Archeolog i choć nie zapała do Soni sympatią z pierwszego podejścia drugie może mieć zupełnie inne odniesienie.
Cieszę się już tą prozą, bawię się słowami, zaintrygowany dalszego oczekując rozwoju wypadków umyślnego pod zamek posyłam, by nie tracić chwili, gdy Sonia z wampirem się mierzy, choć nie horror to i nie księga diabelska również, choć Czarownica, zołza ruda, może zmylić również twoje oko.
Ja dam jej szansę i do lektury wrócę... 




http://koominek.blogspot.com - siedemdziesiąt dziewięć tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, 
zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...

niedziela, 21 lutego 2016

Pokłosie Konkursu literackiego... Kartka z Powstania Warszawskiego

Druga konkursowa edycja już dawno za nami i choć minął już jakiś czas od ogłoszenia wyników wciąż jest kilka prac, które choć nie pojawiły się w finale wywarły na mnie wyjątkowo duże wrażenie. Poziom tej edycji był bardzo wyrównany, a ja jestem już myślami przy kolejnej edycji, która chciałbym, aby była jeszcze lepsza, jeszcze dalej dotarła. Jest trochę czasu, aby się do niej przygotować. Jednak za nim do niej dojdzie niech myśli Wasze i uczucia dotyka wszystko to, czego ja byłem świadkiem borykając się z bardzo trudnymi wyborami, która z prac jest lepsza, a która może odrobinę gorsza...

czwartek, 18 lutego 2016

Underworld LXV

LXV

Smak skóry
na ustach dziś czuję

smak pożądania
w Tobie dziś kiełkuje

myśli zbyt wiele
trudno je ubrać w słowa

więc tylko cisza
dotyk dłoni i Twojego czoła..

niedziela, 14 lutego 2016

Wierszem malowane

Wiersz, który liczy sobie przynajmniej dekadę, swoboda kreowania słowem sprawia, że od zawsze nie muszę uciekać się do sięgania po dokonania innych mając obszerne archiwum własnych krótszych lub bardziej rozbudowanych kompozycji...

Do M.

Niespokojny duch dotyka serca mego,
utkaną z prostych nut muzyk grający
symfonię, to on, lecz i ja z nut Twych
też gram, to ja spoglądam w okno,
by przegonić złą burzę, próbuję, lecz
nie muszę, kocham jej ciężkie tony,
gdy umysł tchu pozbawiony ucieka
dziś ku niej, a Ona, jak obłok, ledwie
widoczna, uśpiona, szalonym wichrem
wszak targa mój umysł...

Kim jest, by pędzący ku Niej wiatr
w pełnej dmący sile, nie zmącił dziś
ni listka, nie zmącił nawet ciszy, wiatr,
który upadł w dół, by pokłon złożyć
u Jej stóp, by przed Nią się ukorzyć,
kim jest, gdy żywioł szalejący w tobie
okrywa płaszczem lekkim, zabiera go
ze sobą, byś poczuł dotyk zwiewny,
by umysł wyzwolony podążał tuż
za tobą lęku pozbawiony...

Wiatr, ogień, burza, żywioł dmący
w sile, nic mnie dziś nie wzrusza,
muzyk grający Twą symfonię jedynie
umysł mój porusza, słuchając milczę,
byś przemówić mógł do Niej, byś
jeśli się odważysz był nie tylko
demonem, ale też pierwszym, który
w sposób prosty dotknie dziś Jej
dłoni, byś uspokoił serce, rytm
jego szalony, byś...

Lecz, czy możesz czekać, próbować,
czy możesz, czy sił ci wystarczy, by
podążając duktem polnym do miejsca,
w którym wciąż na ciebie czeka
niesforny kosmyk odgarniając z czoła,
to ona, to Kobieta, Natura, Istota
wyzwolona, była, jako ptak powietrzem
uskrzydlona, byś ty orłem będąc
szybował obok Niej, byś spokojny
dotykał nadchodzącej nocy.

Demonem nocy będąc dziś jedynie,
nieokiełznanym tygrysem pustyni,
niedźwiedziem pośród tajgi lasów,
żółwiem w potężnej okryty skorupie,
kim jestem, kim byłem, kim dziś się
zbudziłem, dokąd doszedłem, co
zostawiłem, czy jako orzeł błądzący
po niebie, bliższy, czy dalszy jestem
dziś Ciebie, w objęciach Morfeusza
ukrytej w tej chwili...

A chwila ta, co znaczy, co ona, co
dziś wyraża, gdy umysł uśpiony
nie szuka obrazów, gdy chciałby
odpocząć, lecz czasem, spokój
ducha winny umyka niewinny,
gdy był i już go nie ma, czy mogę
przywołać go z powrotem,
pozwolisz, by demony tej nocy
zamknąć i ukryć, uśpionym zaś
oczom spokój ducha zwrócić. 

Opinia 50 stron...

Wszystko zaczęło się od biograficznego rysu, który miał być powieścią na jedno podejście. Próbą zmierzenia się z własnymi doświadczeniami i zmaganiami w chorobie, która nagle z dnia na dzień odebrała możliwość normalnego funkcjonowania. Te bolesne traumatyczne przeżycia stały się inspiracją do napisania powieści, Kto wyłączy mój mózg?.
Od pierwszej odległej w czasie książki, aż po ostatnią, najnowszą Grę pozorów, tak wiele się już wydarzyło. Odkrywane historie dotykały serca, czarowały umysł, emocjom wciąż nie było końca. W dodatku bardzo szybko naszą sympatię zyskiwali bohaterowie, czy to płeć piękna, czy może panowie.
Sto stron Gry pozorów pozwala już wysnuć jeden, trafny wniosek - powieść podnosi bardzo wysoko poziom zadowolenia i satysfakcji w lekturze. Bez zbędnych wstępów zostajemy z marszu wciągnięci w zawiłości życiowe Aleksandry Wilk i dramat, który ją dotknął tak niedawno. Trzysta siedemdziesiąt cztery dni wcześniej wydarzyło się coś, co na zawsze odmieniło życie jej, a także jej rodziny.
Jednak wystarczyły dwa dni, aby wszystko czego do tej pory była pewna, co wmawiała jej policja, co wynikało ze skomplikowanego śledztwa legło w gruzach. A to tylko Poniedziałek i Wtorek, gdyż strukturę dni tygodnia ma Gra pozorów Joanny Opiat-Bojarskiej. Dwa dni, tylko dwa, a może aż dwa w trakcie których horyzont zdarzeń zmienił się diametralnie.

Książka pod Patronatem - Gra pozorów -  do poznania, 
odkrycia i zdobycia w tym miejscu! Polecam uwadze!

http://koominek.blogspot.com - siedemdziesiąt dziewięć tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy,
zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...

środa, 10 lutego 2016

Renata Kosin - Sekret zegarmistrza

Minęło raptem kilka dni od premiery najnowszej książki Renaty Kosin. Choć w swoim twórczym dorobku ma już kilka powieści, Sekret zegarmistrza jest pierwszą jej pióra, którą miałem niewątpliwą przyjemność odkrywać. Miałem również nadzieję, że słowem końcowym uda się znacznie wcześniej wypełnić intelektualną przestrzeń, jednak czas rządzi się swoimi niezmiennymi prawami. 
Czas, który dla zegarmistrza ma jakże ważne i istotne znaczenie. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Stare, niedokończone sprawy w nowym świetle innej epoki głośno i wyraźnie dadzą znać o sobie. Renata Kosin z wyjątkową swobodą plecie z luźnych nitek misternie utkaną opowieść.
Nie bez znaczenia dla zrozumienia świadomego istnienia tej opowieści jest Lena z jej przeszłością zawieszoną w starym dworku, w którym to, co minione mierzy się z tym, co wiadome i konieczne. Jak remont, który w niezamierzony sposób odkrył przed Leną starannie ukrywaną wstydliwą tajemnicę.
Sekret zegarmistrza w fascynujący sposób przenika do świadomości czytelnika. Wielopokoleniowy konflikt rodzin głęboko osadzony w powstaniu styczniowym, w którym rodzina Śmiałkowskich licznie brała udział jest swoistym preludium tragicznych i bolesnych zdarzeń. Jednak, aby w namacalny sposób to odczuć trzeba poznać Lenę i jej emocjonalny związek z domem, który wciąż pełen jest duchów i niedopowiedzeń. Żonę i matkę, artystkę, kobietę mądrą, inteligentną, na której barkach los złożył brzemię minionych dni.

niedziela, 7 lutego 2016

Ze starych kartek...

Wspomnienia to jednak dobra rzecz i tak naprawdę po czterech lata nie zmieniło się wiele, a rzekłbym, że w pewnych aspektach może być jeszcze gorzej (2012.02.07):

Jestem zmęczony:

- kiczem, który mnie otacza;
- zalewem informacyjnych śmieci i papką dla mózgu;
- brakiem inspiracji do tworzenia bez dorzucenia swoich pięciu groszy do kiczu;
- wirtualnością z jej nadmiarem kreowania ludzkiej głupoty;
- brakiem szacunku, choć, jak mówią, na szacunek trzeba zapracować;
- pustką intelektualną, którą staram się choć w drobnym stopniu wypełniać;
- obojętnością na sprawy ważne, a zajmowaniem się pierdołami...

To tak z grubsza... jeśli coś pominąłem, warto dopisać od siebie.

piątek, 5 lutego 2016

Ze starych kartek...

Ostatnia sesja, pierwsza po dłuższej przerwie, nauczyła mnie jednego - bardziej rzeczowego i kreatywnego planowania, nie można we wszystkim zdać się na żywioł, bo skutki mogą być odwrotne od zamierzonych.
Spontaniczność jest ważna, ale jeśli zabraknie odpowiedniego przygotowania, jeśli nie wszystkie istotne czynniki nie zostaną wzięte pod uwagę, a najważniejszym dla mnie i nie tylko dla mnie jest światło, wtedy pomimo wielkich planów wszystkie koncepcje padają. A szkoda, jednak jak to mówią, człowiek uczy się na błędach.
Nic nie można zostawić przypadkowi, bo jakoś to będzie, tu przypadki nie są wskazane, bo zamierzona wizja może polec w gruzach starań i emocji, a to jest ze szkodą dla twórcy i towarzyszących mu osób. Ważne w tym wszystkim jest też doświadczenie, które łatwiej lub trudniej pozwala się odnaleźć w określonej sytuacji.
To jedno, drugie, bardziej metafizyczne przemyślenia mają na względzie istotę problemu - jak bardziej kreatywnie wykorzystać podarowany mi czas? Co powinno być ważne i istotne, a co takie nie jest? Z czym dać sobie spokój?
Im dłużej o tym myślę, tym mnie konkretnych, rzeczowych odpowiedzi się pojawia, a przecież każdy z nas chciałby osiągnąć coś dobrego i cennego w życiu, gdzieś dotrzeć, coś lub kogoś poznać, stać się integralną, ważną częścią tego lub innego pomysłu, a może projektu. Czy stać mnie na to, aby wrócić do pisania książki? W fotografii zatrzymałem się na określonym poziomie, czy kolejny level jest w moim zasięgu? Co dalej z magazynem?
Ale to, co najważniejsze, co dalej z życiem osobistym, którego od lat tak naprawdę nie ma, gdy ciszę nocy zakłóca tylko jeden oddech... Co jakiś czas "ktoś" się pojawia, ale na tym się kończy... Teraz też ktoś chyba jest, ale czy będzie, czy zostanie, jaki wpływ na to wszystko ma dzieląca nas odległość...
I to, co wymyśliłem dziś - W dążeniu do doskonałości czasem staramy się iść na skróty... a to nie zawsze daje dobry efekt... - polecam szerszej uwadze...

czwartek, 4 lutego 2016

Ewa Rajter - Przeklęta laleczka

Sięgasz po książkę Ewy Rajter i już wiesz, że moc doskonałych wrażeń w lekturze cię nie ominie.

Nazwisko autorki, jak dotąd nie było mi znane, choć jak wieść niesie napisała już znaczną ilość powieści. Podania mówią, że tworzy pod pseudonimem, inne, że zmienia je, jak rękawiczki. Jednak traktując rzecz bardziej poważnie, Przeklęta laleczka zaskoczyła mnie bardziej, niż mógłbym zdawać sobie z tego sprawę.
Ten zręcznie napisany kryminał zabiera nas z chłodnej Polski w egzotyczne plenery Meksyku. A dzięki dynamicznej strukturze powieści, jej krótkim rozdziałom, ciągłej zmianie miejsca, czasu i przestrzeni wystarczyło raptem kilkanaście stron, aby stać się naocznym świadkiem dramatycznych wydarzeń.
Zuzanna, Agata i Ewa - trzy zupełnie obce sobie damy dziwnym zbiegiem okoliczności zostaną wplątane w historię, na którą żadna się nie pisała, ale wszystkie postanowiły się w nią włączyć wykorzystując swoje osobiste umiejętności.
Choć Zuza, kryminolog z zamiłowania ma znacznie więcej do dodania w tych tematach, niż pierwotnie może się wydawać. Nieoceniona pomoc dziennikarki Agaty, głównej nieświadomej sprawczyni całego zamieszania i malarki Ewy sprawi, że gdzie diabeł nie może tam piękna Polka zawsze znajdzie właściwe rozwiązanie.

wtorek, 2 lutego 2016

Wierszem malowane...

Dłoń

Jeśli jest coś, czego nie wiem,
jeśli są chwile, których nie znam,
jeśli spoglądam wciąż przed siebie,
jeśli jak mówią, dotykam wciąż Nieba,

kim że więc jestem w pełnym zawirowań świecie,
kim jestem, by wciąż szukać, czego nie znajdziecie,
kim jestem, by samotnie odkrywać Twój niepokój,
kim jestem wszak, by to, co było odeszło bezpowrotnie,

mówisz, że nie wiesz, kim jesteś dzisiaj,
mówisz, że nie wiesz, gdzie jest Twoja przystań,
mówisz też, iż nie znasz miejsca Swego,
mówisz zbyt wiele, a nikt Cię nie słucha,

podając dłoń odbieram Twój niepokój,
podając dłoń podaję także spokój,
podając dłoń bliżej jestem myśli Twojej,
podając ją wiem, co czujesz chwilę później,

jeśli więc jesteś, byłeś wrogiem sobie,
kim byłeś, kiedy oni byli obok,
mówisz, że nie wiesz, że nie znasz chwili,
podając dłoń drugą odsuń pistolet od skroni...

(04.11.28)

poniedziałek, 1 lutego 2016

Zakochani widzą słonie (2005)

Powiem otwarcie, nie jest to film, który spodoba się wszystkim. Kino dla koneserów, dla widzów, którzy lubią się filmem smakować, lubią się delektować. Film czarno-biały, co tylko dodaje mu uroku.
Oto mamy Daniela, który zasadniczo żyje powietrzem, zarabia sporadycznie, nie rozstaje się ze swoimi ulubionymi słuchawkami i wciąż ma, z byle powodu, problemy z prawem. Jest Roger, zwany Dziadkiem, najlepszy przyjaciel Daniela, wielki pasjonat sędziowania, zaskakujący swym postępowaniem i strojem, w którym można go prawie zawsze spotkać. Nie można też zapomnieć o Wysokim Sądzie w osobie cichego, skromnego człowieka, który staje się coraz bardziej niespokojny. Los połączy go z Danielem.
Oto trzech króli. Jest też dama do karety. Jednemu powie, że go kocha, z drugim się zwiąże, a trzeci nigdy nie zobaczy jej na oczy.
Ta skromna historia w dziesięciu aktach napisana, zagrana i zmontowana w każdym z nich ukrywa coś ważnego, godnego uwagi, dowcipnego, ale i poważnego. Zakochani widzą słonie wywołuje bardzo różne emocje, w dużej mierze pozytywne, dobrze wpływające na widza. Jednak nie jest to film lekki, łatwy i przyjemny, tak tylko może się wydawać, na pierwszy rzut oka.
Jest tylko jeden moment, jeden krótki kadr, w którym pojawia się kolor. Chwila nagłej zadumy, kiedy życie się zatrzymuje, most się podnosi i przez kilka sekund nie trzeba zupełnie nic robić.