Myślisz,
myślę zbyt często, to jest kwestia spójna, w ulotnych obrazach dotykam
przechodnia, by zatrzymać na chwilę ciszę tuż przed burzą, by zatrzymać
pośpieszny strzał karabinowy...
Nie
wybiła jeszcze ta ulotna godzina, miasto wszak już innym oddechem
oddycha, miasto, czy znasz jego imię zbłąkany przechodniu, czy rozumiesz
jego tak zło wróżebną ciszę chwilę przed, a może już chwilę po. Pięć
minut przed, a może dziesięć minut po Godzinie, środek lata, skwar
rozpala ulice, a oni wchodzą w płaszczach, by ukryć, jak myślisz, dokąd
udają się grupkami spłoszeni przechodnie? Czyja lufa obija się o nogi,
komu uciekła dorożka, a w kilka minut po Godzinie leży już na ulicy?
Dotykasz
zło wróżebnej ciszy, by po chwili zrozumieć, właściwie nie potrafisz,
właściwie nie rozumiesz skąd strzały, kto, co i dlaczego, w sklepach
ludzie szeptali, ale ty, to nie dla ciebie, nie słuchałeś, nie chciałeś,
wybiła Godzina. W którą stronę się zwrócisz, w którą stronę pobiegniesz
ze sklepu by nie trafić pod ostrzał...